Słodkie nieróbstwo – biwakowanie

Po rozbiciu namiotu przy swojej wiacie i przystosowaniu jej okolic do wygodnego użytkowania usiedliśmy i poczuliśmy, że teraz nadszedł czas na prawdziwy, biwakowy odpoczynek.

Aprowizacja, przyrządzanie posiłków

Zaczęliśmy rozglądać się po okolicy. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie będziemy się kąpać, skąd czerpać wodę oraz trzeba było dopytać się o jakiś sklep. Wynik kwerendy okazał się zaskakujący. Na cyplu brakuje sklepu, najbliższy jest ok. 6 km i niestety nie ma stałych godzin otwarcia. Sklepy są dostępne przez cały tydzień w Brasławiu. Dla nas to przykra wiadomość, bo bez samochodu musielibyśmy zorganizować bardzo długą wycieczkę pieszą – ok. 17 km w jedną stronę.

Na szczęście inni biwakujący (również z innych stajanek) jak i pracownicy parku za drobną opłatą zawożą turystów po prowiant.

Spacer po jedzenie umożliwił nam znalezienie studni oddalonej około 1 km od naszego namiotu. W pobliskiej wsi stał piękny, drewniany żuraw – aź się chciało chodzić po wodę. Tu jednak wyszło na jaw nasze nieprzygotowanie. Dysponowaliśmy tylko plastikową butelką co skazywałoby nas na pokonywanie tego dystansu co najmniej trzy – cztery razy dziennie. Na szczęście zwyczaj białoruskich turystów bardzo nam ułatwił życie. Zostawiają oni bardzo często sól, puste baniaki po wodzie oraz niepotrzebne papiery kolejnym użytkownikom stajanek. Nie wynika to z ich bałaganiarstwa – tu trzeba przyznać, że każdy kto odjeżdżał z biwaku pozostawiał wręcz idealny porządek, bardzo bym chciał aby ten zwyczaj przeniósł się do nas do kraju – ale raczej z altruizmu odwzajemnionego. Pięciolitrowy baniak, stare gazety, które zostały ukryte pod dachem wiaty pozwoliły nam nie tylko zaoszczędzić czas ale i bezproblemowo rozpalić ognisko. Odjeżdżając postawiliśmy w plastikowej torbie gazety, zebraną w lesie korę brzozy oraz małe kawałki drewna. Część pociętych polan schowaliśmy pod ławkami tak, że na pewno nie zamokły.

Skoro już wszystkie niezbędne składniki zgromadziliśmy można zacząć gotować. I tu zaczynają się równice kulturowe. My grillujemy a na ognisku pieczemy chleb i kiełbaski. Rosyjskojęzyczni na ognisku robią wszystko. Niezbędnym elementem jest więc kociołek, który ląduje w ogniu. Ciekawym przyrządem jest mangal – taki grill opalany drewnem, na którym robi się przede wszystkim szaszłyki. Każda rodzina ma swój przepis na marynowanie mięsa szaszłykowego. Jego skład jest podstawowym, obowiązkowych tematem rozmów przy stole. Czy lepszy jest kefir, czy warto dodać do zalewy keczupu, itd.?

My korzystaliśmy z campingaza. Ognisko rozpalaliśmy dopiero wieczorem, aby się ogrzać a nie na nim gotować. Jednak kupno kociołka/garnka jest najtańszym wyjściem pod warunkiem, że nie trzeba go nosić w plecaku:)

Kąpiel, mycie

Tu kolejny raz muszę pochwalić naszych sąsiadów. Do mycia i kąpieli używano tam tylko i wyłącznie szarego mydła. Naczynia myto mydłem i piaskiem. Dzięki temu idąc się kąpać nie trzeba było przedzierać się przez plamy z detergentów.

Atrakcje

Oprócz spokojnego wypoczynku pod Górą Majak można zaszaleć:) Najpopularniejszym sportem wodnym jest tu łowienie ryb. Ludzie robią to pasjami i wcale im się nie dziwię. Nawet pływając wpław miałem okazję spotkać całkiem duże ryby. Jednak dech zapierały codzienne trofea tamtejszych wędkarzy. Ogromne szczupaki nie wzbudzały tam sensacji, bo często ktoś takiego łowił. Węgorze można było kupić po wsiach już uwędzone a do tego prawie każdy tam suszy ryby, dzięki którym milej spędza się czas przy piwie – suszona ryba jest tam najczęstszą przekąską.

Niezbędny atrybutem wędkarza oprócz wędek i całego oprzyrządowania jest oczywiście łódka. Można ją wypożyczyć za stosunkowo nieduże pieniądze (ok.4 zł na godzinę, przy dłuższym wypozyczeniach cena bardzo spada). Jeśli łódki nie ma w pobliżu to właściciel ją przywiezie i zwoduje w wyznaczonym przez turystę miejscu.

1 komentarz:

  1. Czy z małymi dziećmi można wybrać się na taką wycieczkę? Czy to zbyt ryzykowne?

    OdpowiedzUsuń