Koniec/powrót

Dziękujemy za ciepliwość i uważne czytanie. Szczególnie dziękujemy za sugestię i rady w miarę jak zapełnialiśmy naszego bloga treścią.

Na koniec warto byłoby jeszcze napisać kilka zdań o powrocie - a był wręcz ekspresowy. Zachowaliśmy numer telefonu do kierowcy marszrutki, z którym przyjechaliśmy do Brasławia. Odebrał nas spod Góry Majak i zawiózł na dworzec autobusowy w Mińsku. Tam zeszliśmy do metra i w ciągu 20 minut byliśmy na dworcu kolejowym. O 20.40 codziennie odchodzi pociąg do Warszawy. Jest trochę drogi - kosztuje 50 euro, ale zwiózł nas do domu na 6 rano dnia następnego:)

Tak skończyliśmy nie pierwszą i na pewno nie ostatnią wycieczkę na Białoruś. Wam też polecamy podróże w tym kierunku. Jak już zwiedziliście kraje UE to wyjazd na wschód może być dla Was ciekawą przygodą.
Mamy nadzieję, że lektura poniższego bloga choć trochę Was do tego zachęciła a jeśli już byliście zdecydowani to że okazała się choć trochę pomocna.

Pozdrawiamy serdecznie
Olga i Piotrek

Słodkie nieróbstwo – biwakowanie

Po rozbiciu namiotu przy swojej wiacie i przystosowaniu jej okolic do wygodnego użytkowania usiedliśmy i poczuliśmy, że teraz nadszedł czas na prawdziwy, biwakowy odpoczynek.

Aprowizacja, przyrządzanie posiłków

Zaczęliśmy rozglądać się po okolicy. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie będziemy się kąpać, skąd czerpać wodę oraz trzeba było dopytać się o jakiś sklep. Wynik kwerendy okazał się zaskakujący. Na cyplu brakuje sklepu, najbliższy jest ok. 6 km i niestety nie ma stałych godzin otwarcia. Sklepy są dostępne przez cały tydzień w Brasławiu. Dla nas to przykra wiadomość, bo bez samochodu musielibyśmy zorganizować bardzo długą wycieczkę pieszą – ok. 17 km w jedną stronę.

Na szczęście inni biwakujący (również z innych stajanek) jak i pracownicy parku za drobną opłatą zawożą turystów po prowiant.

Spacer po jedzenie umożliwił nam znalezienie studni oddalonej około 1 km od naszego namiotu. W pobliskiej wsi stał piękny, drewniany żuraw – aź się chciało chodzić po wodę. Tu jednak wyszło na jaw nasze nieprzygotowanie. Dysponowaliśmy tylko plastikową butelką co skazywałoby nas na pokonywanie tego dystansu co najmniej trzy – cztery razy dziennie. Na szczęście zwyczaj białoruskich turystów bardzo nam ułatwił życie. Zostawiają oni bardzo często sól, puste baniaki po wodzie oraz niepotrzebne papiery kolejnym użytkownikom stajanek. Nie wynika to z ich bałaganiarstwa – tu trzeba przyznać, że każdy kto odjeżdżał z biwaku pozostawiał wręcz idealny porządek, bardzo bym chciał aby ten zwyczaj przeniósł się do nas do kraju – ale raczej z altruizmu odwzajemnionego. Pięciolitrowy baniak, stare gazety, które zostały ukryte pod dachem wiaty pozwoliły nam nie tylko zaoszczędzić czas ale i bezproblemowo rozpalić ognisko. Odjeżdżając postawiliśmy w plastikowej torbie gazety, zebraną w lesie korę brzozy oraz małe kawałki drewna. Część pociętych polan schowaliśmy pod ławkami tak, że na pewno nie zamokły.

Skoro już wszystkie niezbędne składniki zgromadziliśmy można zacząć gotować. I tu zaczynają się równice kulturowe. My grillujemy a na ognisku pieczemy chleb i kiełbaski. Rosyjskojęzyczni na ognisku robią wszystko. Niezbędnym elementem jest więc kociołek, który ląduje w ogniu. Ciekawym przyrządem jest mangal – taki grill opalany drewnem, na którym robi się przede wszystkim szaszłyki. Każda rodzina ma swój przepis na marynowanie mięsa szaszłykowego. Jego skład jest podstawowym, obowiązkowych tematem rozmów przy stole. Czy lepszy jest kefir, czy warto dodać do zalewy keczupu, itd.?

My korzystaliśmy z campingaza. Ognisko rozpalaliśmy dopiero wieczorem, aby się ogrzać a nie na nim gotować. Jednak kupno kociołka/garnka jest najtańszym wyjściem pod warunkiem, że nie trzeba go nosić w plecaku:)

Kąpiel, mycie

Tu kolejny raz muszę pochwalić naszych sąsiadów. Do mycia i kąpieli używano tam tylko i wyłącznie szarego mydła. Naczynia myto mydłem i piaskiem. Dzięki temu idąc się kąpać nie trzeba było przedzierać się przez plamy z detergentów.

Atrakcje

Oprócz spokojnego wypoczynku pod Górą Majak można zaszaleć:) Najpopularniejszym sportem wodnym jest tu łowienie ryb. Ludzie robią to pasjami i wcale im się nie dziwię. Nawet pływając wpław miałem okazję spotkać całkiem duże ryby. Jednak dech zapierały codzienne trofea tamtejszych wędkarzy. Ogromne szczupaki nie wzbudzały tam sensacji, bo często ktoś takiego łowił. Węgorze można było kupić po wsiach już uwędzone a do tego prawie każdy tam suszy ryby, dzięki którym milej spędza się czas przy piwie – suszona ryba jest tam najczęstszą przekąską.

Niezbędny atrybutem wędkarza oprócz wędek i całego oprzyrządowania jest oczywiście łódka. Można ją wypożyczyć za stosunkowo nieduże pieniądze (ok.4 zł na godzinę, przy dłuższym wypozyczeniach cena bardzo spada). Jeśli łódki nie ma w pobliżu to właściciel ją przywiezie i zwoduje w wyznaczonym przez turystę miejscu.

Góra Majak

Mimo, że jest to najczęściej odwiedzane miejsce przez turystów to nie dojeżdża do niej żaden autobus (wiadomo, przecież każdy szanujący się mężczyzna ma w tym kraju swoje własne auto). Pojechaliśmy więc autobusem na Krasnagorka (odjazd 14.30) prosząc kierowcę, aby zatrzymał na skrzyżowaniu z drogą na GM. Warto go pilnować i samemu wypatrywać znaków, bo oczywiście zapomniał gdzie ma nas wysadzić.

Wyszliśmy z autobusu przy drogowskazie Góra Majak 3,4 km. Ruszyliśmy więc z całym naszym dobytkiem na plecach we wskazanym przez znak kierunku. Nie spotkaliśmy na drodze żadnych pieszych czy rowerzystów jedynie zdziwionych naszym wysiłkiem, znudzonych kierowców.
Dochodząc do końca drogi zauważyliśmy wspomniany punkt widokowy. Weszliśmy na górę, na wieżyczkę obserwacyjną i zaparło nam dech w piersiach. Na około nas, aż po horyzont rozlewały się jeziora. Pełne wielkich wysp i niewielkich wysepek, trzcin i szuwarów (zdjęcie z górnego banera to właśnie widok z tego miejsca). Jak już mogliśmy normalnie oddychać (czyt. po 30 minutach) postanowiliśmy, że z poszukamy miejsca na nocleg. Wokół cypla na jakim położoną jest GM znajduje się kilkanaście miejsc postojowych (stajanek), na których administracja parku przygotowała obozowiska dla turystów. Jak dowiedzieliśmy się później od straży parku to są jedyne miejsce na jakich można się „osiedlać”. Rozstawienie namiotu i co gorsza rozpalenie ogniska poza stajankami skutkuje karą i to wysoką. To nie żart – na własne oczy widzieliśmy zmartwione, a nawet przybite osoby obozujące „na dziko” po otrzymaniu mandatu.

Niektóre stajanki są ogólnodostępne a niektóre (większość przy GM) trzeba rezerwować. Te pierwsze mają kilka wiat, które można zasiedlić a w rezerwowanych ma się swoje własne zejście do wody, dużą drewnianą wiatę, własną toaletę i duży kawałek lasu tylko i wyłącznie do dla własnej wygody. Ceny też są różne od kilkunastu tysięcy do ponad 150 tysięcy rubli za dobę. Do każdej jednak administracja dowozi drewno przez co nikt nie chodzi do lasu na lewy wyrąb.

Po drodze polecono nam stajankę „Peretjag”. I tam się udaliśmy – w niedzielę, czyli w dzień w jaki tam przyjechaliśmy. Na początku żałowaliśmy wyboru, ponieważ docierały tam pielgrzymki turystów, którzy chcieli dotknąć tafli jeziora. Jednak od poniedziałku nie było tam praktycznie żywej duszy. Zwiedziłem prawie wszystkie pozostałe stajanki na cyplu. Nasze miejsce okazało się najbardziej urokliwie. Wyróżniał je przede wszystkim dostęp do dwóch jezior (Strusto, Snudy) od naszej wiaty mieliśmy do każdego z nich nie więcej niż 70 metrów. A i koszt nie był wygórowany zapłaciliśmy za cały pobyt (tydzień), w ramach studenckiej zniżki:), wynosił niecałe 40 000 rubli.

Pamiętaj!!! Zamelduj się

Dużo się słyszy o tym, że władze Białorusi stawiają na turystykę. Zapraszają do swojego kraju. Wszystko to pięknie brzmi i jest wielce przyjemne jeśli przyjeżdżamy na weekend. Wtedy tylko musimy pamiętać, aby się w atrakcjach nie zgubić. Problemy zaczynają się 72 godziny po przekroczeniu granicy. Ponieważ do tego czasu musimy się zarejestrować – na Białorusi nadal jest obowiązek meldunkowy. Jeśli jesteśmy w większym mieście, gdzie jest hotel to zawsze możemy na jedną noc wynająć tam pokój. Administracja hotelu zarejestruje nasz pobyt i znów jesteśmy wolni.
Niestety kiedy chcemy poznać Białoruś schodząc z utartych, turystycznych szlaków musimy wykazać się sprytem i samozaparciem. Musimy odnaleźć posterunek Milicji i dopytać się gdzie możemy się zarejestrować. Często biuro meldunkowe jest w tym samych budynku co wyjątkowo ułatwia i przyspiesza procedurę.

Zacznijmy jednak od początku.

Tak jak pisaliśmy wcześniej przy przekroczeniu granicy otrzymujemy kartkę A5 z dwoma identycznymi formularzami, które służą do rejestracji pobytu. Połowę kartki zabierze straż graniczna a drugą połówkę podstemplują i oddadzą razem z paszportem. Warto ją schować, bo będą wymagać jej okazania przy wyjeździe z Białorusi.
Jak tylko przyjechaliśmy to od razu zaczęliśmy rozglądać się za ośrodkiem/hotelem, który byłby tani a jednocześnie umożliwił nam zameldowanie się. Wybór padł na Bazę Turystyczną „Braslavskie Ozera”. Jako, że byliśmy w Brasławiu w piątek i myśleliśmy raczej o zimnym, smacznym, białoruskim piwie (polecamy Krynica lub Lidskoje), którego 2 litry kosztuje ok. 4 zł niż myśleć o „spacerze” po urzędach.
Ale już w sobotę poszliśmy w miasto szukać apteki (oczywiście zapomnieliśmy z domu apteczki) oraz postanowiliśmy odwiedzić posterunek milicji. Mieliśmy szczęście, bo okazało się że wszystko znajduje się przy tym samym skrzyżowaniu a po jego przeciwległej stronie znajduje się jedyny hotel w tym mieście.

W jednym budynku znajduje się prawie cała administracja miasta i milicja (ROBD - Rejonowy Oddział Spraw Wewnętrzych). Miła Pani z biura meldunkowego/paszportowego pomimo przerwy obiadowej (a jak wiemy to w administracjach każdego kraju rzecz święta) pomogła nam wypełnić wniosek o zameldowanie, gdzie zgodnie z prawdą podaliśmy miejsce pobytu – bazę turystyczną. Olga opłaciła na poczcie (można również w banku) 17 500 blr „za rejestracje” w tytule przelewu. Na podstawie wniosku i potwierdzenia zapłaty zostałem zameldowany na kilkanaście dni (do końca ważności wizy). Gdyby Pani poprosiła o potwierdzenie pobytu w Bazie Turystycznej to oczywiście administracja ośrodka od ręki takie wystawia.

Wychodząc z urzędu, z nową piękną pieczątką na formularzy rejestracyjnych, znów poczułem się wolnym człowiekiem:)

Legenda o powstaniu nazwy miasta Brasławia

Dawno dawno temu pośród błękitu jezior na wysokim wzgórzu stało miasto, w centrum którego wznosił się pałac.
Mieszkał w nim mądry, stary księże Dzwin z żoną Drujkaj i piękną córką Drywą.
Księżniczka była wyniosła, miała honor i dumę.Wielu godnych mężów zabiegało o jej rękę, ale wszyscy otrzymywali odmowę. Najbardziej ze wszystkich zakochali się w Drywie trzech młodzi Panowie - bracia Snud, Nou i Bras. Każdy z nich liczył na zdobycie ręki córki księcia, która obiecywała oddać się temu, kto zwycięży pozostałych rywali. Tym sposobem rozpaliła młoda księżniczka zazdrość i złość w sercach Snuda i Nowa. Umówili się oni że zabiją Brasa. Późnym wieczorem napadli na niego. Martwy padł na ziemię. Jednak tylko jeden z morderców mógł stać się wybrankiem pięknej panny. Znów rozległ się szczęk mieczy, znowu polała się krew. W bezlitosnej walce zginęli obydwaj bracia.
Okazało się jednak, że popełniono błąd – zamiast Brasa zabito jego sługę, którego nie rozpoznano w ciemnościach. Bras został przy życiu, wiec to jemu należała się ręka księżniczki. On jednak zrezygnował z ożenku wiedząc, że nie może tego zrobić z osobą o tak okrutnym sercu.
Drywa nie wytrzymała tej krzywdy i upokorzenia - rzuciła się z pałacowej wieży do jeziora.
W krótkim czasie umarli stary, mądry księże Dzwin i jego żona Drujka. Wtedy Bras i tak został właścicielem grodu, w którym rządził długo i sprawiedliwie. Jego imię pozostało w nazwie miasta na zawsze. O inny bohaterach legendy – Dzwinie, Drujcy, Drywie, Snudzie, Nowie – przypominają nam nazwy okolicznych rzek i jezior.

(legendę z tablic w języku białoruskim, znajdujących się na Zamkowej Górze przetłumaczyła Olga)

Brasław

Z Mińska do Brasławia najlepiej/najtaniej dojechać autobusem. My wybraliśmy szarą strefę - prywatną marszrutkę. Jest to troszeczkę droższe - kosztuję 35 000 blr - ale bus jedzie szybciej i podróżuję się bardziej komfortowo.

Brasław leży praktycznie w środku pojezierza brasławskiego. Jest to nieduże miasteczko, które stanowi obowiązkowy punkt dla każdego turysty odwiedzającego ten region. To tu są ośrodki wczasowe (bazy turystyczne), markety, targ/bazar, apteki, nieliczne zabytki oraz nowa, popularna atrakcja - miejska plaża.

Jako, że o kościele i cerkwi znaleźliśmy w internecie wiele materiałów to jedyną atrakcją turystyczną jaką opiszemy będzie Zamkowa Góra. Jest to przede wszystkim urokliwy punkt widokowy z którego możemy obejrzeć jezioro Drywiaty (największe na pojezierzu) oraz małe, położone praktycznie w środku miasta jezioro Nowiata. Na szczycie znajdują się duże, stare drewniane figury, które są wizualizacją legendy o powstaniu Brasławia i jako instalacja przestrzenna tworzą w dużej mierze klimat tej góry.
Na Zamkowej Górze znajdują się również wmurowana w kamień płyta z herbem miasta "Oko Opatrzności" oraz obowiązkowy sowiecki pomnik związany z walkami podczas II wojny światowej. Na szczycie wybudowano mikroskopijny, obecnie cały wygraffitowany amfiteatr. Pełni on rolę śmietnika i kontrastu dla innych atrakcji.

Brasław pomału otwiera się na turystów i oni ten fakt doceniają. Można tu spotkać Łotyszów, Litwinów i bardzo dużą ilość Rosjan z obwodu 98 Sankt Petersburg, którzy na pytanie skąd przyjechaliście zawsze odpowiadają "z Leningradu". Mieszkają oni w bazach turystycznych, wynajmują pokoje (od 5 do 25 usd na dobę) albo całe domy/dacze, niektóre wyposażone w banie (łaźnie parowe), murowanego grilla/mangala, łódkę, własną plażę potrafią kosztować kilkaset dolarów za dzień.

Tak jak wcześniej pisałem pierwsze dwie doby spędziliśmy w Bazie Turystycznej "Braslavskie Ozera". Tego typu ośrodki są pozostałością po czasach sowieckich. Są tanie i dostępne dla każdego. Możliwość rozbicia namiotu nad samym brzegiem jeziora Drywiaty kosztowało nas ok. 7 zł za dobę a trzyposiłkowe, całodzienne wyżywienie ok. 16 zł od osoby. Ale są też plusy ujemne. Prysznice są czyste, ale tak skorodowane, że nawet tona Cifa "Kamień i Rdza" nie dałoby rady jednej łazience. Toalety również czyste, jednak kabiny zamykane są niczym w saloonie na dzikim zachodzie (i zakrywają przestrzeń od kolan po barki). Okazało się, że i do tego można się przyzwyczaić. Wystarczy pamiętać, że na "swoją kolej" czeka się przed toaletą nie przed samą kabiną.


Rozkład jazdy - odjazdy i przyjazdy - Brasław

Ad Etap 1 (Mińsk)

W tym miejscu chciałbym podzielić się ogólnymi wrażeniami z kilku pobytów w tym mieście. Mieście, które można spokojnie nazwać wizytówką Białorusi.


Mińsk został prawie w całości zniszczony podczas II wojny światowej a później odbudowy w pomysłem i radziecką stylistyką.
W chwili obecnej jest to przejrzyste, czyste i zadbane miasto. Brakuje w nim drapaczy chmur, reklamy wielkoformatowej i korków na ulicach. Fasady budynków w centrum są odnowione i wyjatkowo dobrze utzrymane. Magistrat zadbał o rewitalizację deptaków, parków oraz wyczyszczenie wiekszości pomników.

Kiedyś po wizycie w Mińsku Aleksaneder Małachwoski nie mógł wyjść z podziwu dla sposobu zarządzania tym miastem. Mimo, że wtedy źle go zrozumiano, i jego słowo wzięto za pochwałę białoruskiego reżimu politycznego, to każdy kto tu przyjechał musi przyznać, że jest to wyjątkowo urokliwe miejsce.



Nie jest na razie przygotowane na przyjazd większej ilości turystów. Brakuje schronisk, miejsc w hotelach a jeśli nawet są to w kwotach, które mnie przyprawiają o zawroty głowy. Ratunkiem jest wypożyczenie mieszkania na kilka dni - jest to proceder powszechny i wystarczy kupić gazetę z ogłoszeniami, aby za niedużą kwotę spędzić tu kilka dni.

Ad Etap 1 (Warszawa - Grodno - Mińsk)

Zapakowani i głodni przygody wsiedliśmy do pociągu jadącego w kierunku Kuźnicy Białostockiej. W Białymstoku mieliśmy przesiadkę z pośpiesznego - do granicy kontynuowaliśmy podróż pociągiem osobowym. Jako, że liczyliśmy się z kosztami to nie kupiliśmy biletu Warszawa - Grodno, ale zwykły bilet do Kuźnicy. Tam jest zawsze kilkudziesięcio minutowa przerwa podczas której można w kasie kupić bilet do Grodna (koszt ok. 9 złotych).

Pierwszym przystankiem na Białorusi jest wpuszczenie białoruskiej straży granicznej. Od nich warto wziąć dokument (kartkę formatu A5 z dwoma identycznymi formularzami), na którym będziemy potwierdzać meldunek - ale o tym później.

Na stacji w Grodnie wszyscy pasażerowie muszą wejść na teren dworca gdzie będzie odprawa paszportowa oraz spotkanie z służbami celnymi. Wszystko się trochę ślimaczy ale odbywa się bez nerwów.
I tak przed trzecią w nocy (uwzględniając zmianę czasu +1 godzina) jesteśmy w Republice Białoruś.

Jeszcze jedna bardzo ważna rzecz - kontrola zdrowia. Jako, że cały czas słyszymy w telewizji jak powiększa się ilość zachorowań naszych rodaków na świńską grypę władze Białorusi postanowiły się przed nią bronić. Plany zacne, ale wykonanie iście słowiańskie:) Zaraz po zatrzymaniu pociągu na stacji w Grodnie wchodzi do niego Pani w białym kitlu i biegnąc przez wagony z pięknym uśmiechem na twarzy pyta: Ktoś chory? Czy wszyscy zdrowi?. Dopiero jak dobiegnie do końca i nikt się nie odezwie to można opuścić pociąg.

Z dworca kolejowego przeszliśmy na dworzec autobusowy, aby złapać pierwszą marszrutką do Mińska. Ułożyliśmy się wygodnie na ławkach przed budynkiem i spokojnie czekaliśmy jak Pani z całodobowej kasy wyśpi się. Jako, że zbliżała się niepokojąco godzina odjazdu z ciężkim sercem wyrwaliśmy kasjerkę z objęć Morfeusza i zaopatrzeni w bilety wyjechaliśmy do stolicy.

* * *
Drogi na Białorusi są szerokie i praktycznie pozbawione dziur. I co najważniejsze nie ma na nich dużego ruchu. Tak więc podróżuje się nimi szybko i wyjątkowo komfortowo. Białorusini nie mają zapędów rajdowych. Na trasie jeździ się około 80 - 100 km/h i na odcinku 300 kilometrów tylko kilka razy ktoś wyprzedził nasz autobus jadący 90 km/h:)

Koszt podróży:
pociąg Warszawa Centralna - Kuźnica Białostocka 48 zł/os
pociąg Kuźnica Białostocka - Grodno 9 zł/os
marszrutka Grodno - Mińsk 45 000 blr/os

Kursy walut na początek sierpnia 2009:
1 PLN - 980 blr
1USD - 2840 blr

Na koniec zamieszczam rozkład jazdy z dworca autobusowego w Grodnie z najważniejszego dla nas stanowiska

Etap 1 - Zrealizowany

Podroz byla dluga i meczaca ale zakonczona pelnym sukcesem. Przejezdzalismy przez Grodno oraz caly dzien spedzilismy w Minsku.
Teraz siedze w Braslawiu i popilajac piwko zastanawiam sie co napisac.

Niniejszy blog traktuje przede wszystkim jako sposob zachecenia do podrozowania na Bialorus. Zbieramy wiec rozklady jazdy, rady i spostrzezenia ktore wraz z opisami zwiadzanych miejsc opublikujemy/uzupelnimy po powrocie.

W ramach ciekawostki tylko powiem, ze teraz jestesmy w Turystycznej Bazie "Braslawskie Jeziora" (taki pobyt jest niezbedny dla otrzymania rejestracji/meldunku - ale o tym pozniej). Mieszkamy oczywiscie w namiocie ale wykupilismy calodzienne, trzyposilkowe wyzywienie za zawrotna sume 16 zl (po przeliczeniu) za osobe.

Dzis zwiedzalimy Braslaw - koncentrujac sie na jego przewodnikowych atrakcjach: Zamkowa Gora, drewniane figury opowiadajace historie nazwy miasta, plaze:) oraz zabytki sakralne.

Jutro jedziemy dalej, w polnocna czesc parku na najladniejsze jeziora w calym kompleksie (tak przynajmniej uwazaja stali bywalcy tych terenow).

Czas wyjazdu

No i nie ma odwrotu. Wyjeżdżamy!

Paszport z wizą odebrany, plecaki spakowane, prowiant kupiony.
Poszliśmy o krok dalej i nawet kanapki na podróż już czekają.

Do wyjazdu podeszliśmy bardzo poważnie. Skompletowaliśmy sprzęt biwakowy (namiot, karimaty, śpiwory, kuchenka na kartusze, sztućce, nóż, składana piłka do drewna, latarka, nóż, linka i całe mnóstwo niezbędnych dupereli), jedzenie (tradycyjne polskie zupki chińskie, kisiel instant, migdały, suszone owoce) oraz ciuchy na ciepłe i mniej ciepłe dni. Zapakowane dwa plecaki z zaskakującą ilością luzu pod klapami.

I tylko jedna myśl mnie cały czas nurtuje - czego ważnego zapomnieliśmy:)

Pociąg do Kuźnicy Białostockiej - Warszawa Centralna 19:25

Po pierwsze wiza!

Dawno dawno temu (czytaj: ok. 6 lat temu), do przekroczenia granicy polsko-białoruskiej wystarczał paszport oraz voucher. Taki dziwny, drogi dokument, który teoretycznie miał uchodzić za potwierdzenie rezerwacji pokoju w białoruskim hotelu.
Byli śmiałkowie co chodzili do hotelu twierdząc, że już mają rezerwacje oraz skoro voucher kosztował kilkanaście-kilkadziesiąt złotych to pokój jest niemal gwarantowany. Oj działo się na recepcjach. Jak portier widział kogoś z kolorowym, charakterystycznym druczkiem to od razu wołał ochronę:)

Teraz jest niestety inaczej. Potrzebujemy wizy.
Schemat jej otrzymania jest prosty, ale niestety czasochłonny. Obok ambasady na Wiertniczej w uroczym zagajniczku jest mały domek, w którym nabywamy ubezpieczenie zdrowotne z TU Europa (zapłaciłem 32 złote za 11 dni obowiązywania). Z ubezpieczeniem, z wypełnionym drukiem wizowym, zdjęciem oraz walutą obcą ustawiamy się rano w kolejkę. Jak już dostajemy się do środka to sprawa jest prosta. Zdajemy paszport i wymagane dokumenty oraz w kasie płacimy 25 euro za wizę jednorazową (jeśli chcemy mieć wizę jeszcze tego samego dnia płacimy za ekspres bagatela 50 euro). Potwierdzenie wpłaty jest od razu dowodem zdania paszportu.
Po kilku dniach odbiera się (tym razem po południu) swój paszport z wklejoną wizą.

Jest to wersja, w której we wniosku wizowym wpisujemy, że jedziemy w odwiedziny. Musimy podać nazwisko, imię, adres oraz telefon osoby zapraszającej. Gdy nie mamy nikogo po "drugiej stronie" niestety musimy dodatkowo wykupić voucher:)

Planowana trasa

Etap 1 wyjazd 5 sierpnia 2009
Warszawa - Kużnica Białostocka (pociąg)
Kuźnica Białostocka - Grodno (pociąg lub z przejechanie stopem "na podsiadkę" granicy)
Grodno - Mińsk (marszrutka)
Nocleg w Mińsku

Etap 2
Mińsk - Brasław (autobus lub marszrutka)

Etap 3
Permanentna wycieczka po Parku oraz zwiedzanie okolicznych miast i miasteczek

Etap 4 powrót 14 sierpnia 2009
Wielki odwrót. Przez Mińsk - Grodno/Brześć do Warszawy

Przerywnik muzyczny:)


Zespół KRIWI w białoruskiej, folkowej wersji Free Love formacji Depeche Mode.
Polecamy!!!!!

O pojezierzu

Wypada na wstępie napisać kilka słów na temat wyboru celu podróży - pojezierza brasławskiego.

Park Narodowy "Braslavskie Jeziora" (Braslavskiye Ozera) znajduje się w północno - zachodniej części Białorusi na powierzchni około 70 tys. h.

Park został utworzony w 1995, aby lepiej zarządzać tym unikalnym ekosystem, aby wypośrodkować bilans natura vs popularne miejsce odpoczynku.

To polodowcowe pojezierze charakteryzuje się bardzo dużą ilością jezior umiejscowionych pomiędzy malowniczymi wzgórzami. Statystycznie jest tu więcej jezior na kilometr kwadratowy niż w Finlandii:)

Jedna czwarta terytorium parku zajmują lasy, a 16% jest zajęta przez torfowiska.

Flora Parku liczy ponad 800 gatunków roślin , w tym 8 z nich jest unikatowych.

Pojezierze brasławskie zamieszkuje 45 gatunków ssaków (w tym niedźwiedzie i rysie - oby trzymały się nocą z dala od namiotu:), 200 gatunki ptaków, 10 gatunków płazów i 6 gadów.

85% gatunków ptaków znalezionych na Białorusi zostało zarejestrowane na terenie parku narodowego, w tym 45 gatunków zagrożonych wyginięciem.

W tamtejszych jeziorach spotkać możemy 30 gatunków ryb, w tym: węgorza, karpia, szczupaka, leszcza, dzikie karpie, miętusa, okonia.

Braki w sprzęcie


Ok. Decyzja już zapadła. Jedziemy! Miejsce już wybrane. Trasa zaplanowana.

Tylko powstało pytanie w czym jedziemy i co weźmiemy ze sobą.
Na pierwszy ogień poszedł plecak dla Olgi. Miesiąc szperania w internecie. Przeszukiwanie sklepów, czytanie postów na forach i z naszymi typami poszliśmy w miasto. Dwa dni temu kupiliśmy - Jack Wolfskin Tanger Woman.
Drugi zakup to buty trekkingowe tej samej niemieckiej firmy.
Podsumowując:
W wolfskinach na nogach, z 15 letnim czarnym Campusem na plecach i pachnącym świeżością mexican pepper plecakiem Olgi ruszymy w sierpniu przed siebie:)

Skąd wziął się pomysł?

Skąd wziął się pomysł?

Od pewnego czasu (czytaj: od dwóch lat) w naszych wyjazdach towarzyszy nam namiot. Kupiłem go bo było to moje niezrealizowane młodzieńcze marzenie. Skoro go już mieliśmy to zaczeliśmy wymyślać miejsca gdzie możemy z nim pojechać. Odkrywaliśmy uroki kampingów i pól namiotowych oraz obozowania "na dziko".

Takie wypady przewartościowały trochę podejście do słowa "wypad za miasto". Zaczeliśmy czytać metki w ubraniach, etykiety na produktach (przede wszystkim ile co waży) oraz zaczeliśmy doceniać praktyczność. Do tej pory na wyjazd do lasu/nad jezioro braliśmy tylko grilla i brykiety - a po jedzeniu wracalismy do domu:) Teraz gdy staramy się wyjeżdzać na dłużej - śpimy w namiocie co determinuje podejście do komfortu (komfortowo jest wtedy kiedy jest ciepło:)) oraz do praktyczności (małe gabaryty i waga).

W czerwcu, teoretycznym początku tego rocznego lata, pojechaliśmy pod namiot w okolice Nidzicy. Dokladnie nad jezioro Omulew - miejscowość Jabłonka.
Od chwili gdy się rozbiliśmy cały czas testowana była przepuszcalność/wodoodporność namiotu:) Testowana była też nasza odporność. Wtedy zawinięci w śpiwory podjeliśmy decyzję. Czas połączyć namiot z wyjazdem na "wschód", który zawsze chcieliśmy zwiedzić ale byliśmy zbyt leniwi aby coś z tym zrobić.
Na początku postanowiliśmy zwiedzić nieznaną nam Białoruś a póżniej będziemy planować podóz jeszcze dalej na wschód...

Witamy!

Jesteśmy parą mieszczuchów z Warszawy. Wyprawy z plecakami są nam jak do tej pory obce, ale mamy nadzieję, że nadrobimy zaległości:)

Białoruś nie jest wyborem przypadkowym. Olga jest Białorusinką a ja byłem tam już wielokrotnie. Zwiedzaliśmy jak do tej pory kilka miast. Przede wszystkim Grodno - miasto rodzinne Olgi oraz kilkukrotnie Mińsk. Można śmiało powiedzieć, że znamy te miejsca na wylot i moglibyśmy po nich oprowadzać wycieczki:)

Jednak ta podróż ma być inna. Jedziemy nie do hotelu czy rodziny, ale pod namiot. Zwiedzimy tamtejszy park narodowy zapominając o restauracjach, pubach i innych udogodnień cywilizacyjnych. Wszystko co nam będzie potrzebne przywieziemy ze sobą na plecach.

Życzcie nam powodzenia!
Olga i Piotr